Szedl sobczaq noca i się potknął bo było ciemno. Z kieszeni wypadły mu dokumenty i piłeczka mu wypadla i potoczyła się do piwnicy. A w piwnicy tej byl taki Pthon z taka japoneczka i on jej ale że piłeczkę?
- Nie piłeczkę, powiedziała głośno
Natenczas Sobczaq zbiegł chyłkiem nie chcąc być świadkiem takich bezeceństw biegnac zaczal cytowac Cypriana Karola norwida, widzac na jednej ze scian portret Midera uśmiechającego się, jak by chciał powiedzieć - Biegnij mały, biegnij.
- "tu nie ma się z czego śmiać" pomyślał Sobczaq przebiegając obok portretu lecz potknął się i tu nasunęła mu się kolejna myśl
- Trzeba było wziąć kapcia z żyroskopowym stabilizatorem i skrzydełkami, zamiast tej obślinionej piłeczki - było jednak za późno
Leżąc jak długi doszedł jednak do wniosku, że nawet skrzydełka by nie pomogły i będąc zaklinowany między letnimi oponami od LansRovera i workiem kartofli mógł tylko bezsilnie słuchać jak Python zakłada japonke na stopę. Bo to klapek był.
Eeeh, gdyby to był chociaż bambosz z pomponem - pomyślał, próbując wygrzebać się ze śmiertelnej pułapki
Niestety, robił to zbyt gwałtownie i kompletnie łysa Dębica zsunęła się z łomotem przygniatając mu tchawicę. Phtttyyttttooon phooommmooooszzhhrrr , wyrzęził cicho. Lecz Phyton milczał całkowicie pochłonięty próbą włożenia o 5 numerów za małego klapka. Tymczasem sobczaq zsiniał i przestał rzężić tylko popiskiwał cichutko. Zrządzeniem losu, ostatkiem sił- udalo mu się jednak zepchnąć nieprzyjazną Dębicę z gardła.
"Pyton, kurwa, mało się nie udusiłem, zostaw tą Japonkę i pomóż mi wstać" ryknął wściekły aż zadwięczały słoiki z ogórkami i posypał się kurz ze sztucznej choinki.
W tym samym czasie po poręczy zsunął się zgrabnie szorstkowłosy yamnick i podbiegł obwąchać japonkę. Pyton rozsierdzil się na to strasznie i jął okładać jamnika skarpetą, ktorą trzymal w ręku. Jamnik odskoczył przyjmując postawę obronną słynnego na całym świecie stylu psiego mistrza.
Haaadziaaaa! -zawył i użarł Pythona prosto w taktycznego mokasyna firmy 3.14 z wkładkami kevlarowo-ceramicznymi i ogrzewaczem katalitycznym zakupionego na wyprzedaży w Deichmanie odrywająć swoimi potężnymi kłami kawałek cholewki.
Python stracił równowagę i walnął w Sobczaqua, któremu prawie udało się wstać.
Haaarakiiiiri, Yamamoto, taaamaaagooochii - wrzasnęła przeraźliwie japonka niezdarnie próbując narzucić na siebie jutowy worek, co szło jej niesporo, gdyż nie miała rąk a jedynie trzy gumowe paski i podeszwę, którą to wstydliwie odwracała do ściany.
Slyszac caly ten raban, zbiegl barczysty wysportowany i niesamowicie meski Ptasiek z giwera w reku gotowa do strzalu, widzac jednak co sie dzieje zaczal płakać aż mu się tusz na rzęsach rozmazał bo okazało się że pistolet był na wodę która to woda cieknąc z zepsutego zaworu spływała po lateksowym kombinezonie Ptaśka tworząc na podłodze piwnicy malowniczą kałużę.
Ptasiek nie przewidział też, że wkurzonemu do białości Sobczakowi puszczą ostatnie zawory bezpieczeństwa na widok jego baletek i fikuśnej koronkowej spódniczki nad którą widać było zawór do dmuchania jego mięśni i innych atrybutów męskości.
Jamnik również zauważył owy zawór i rzucił się do niego ze swymi gigantycznymi kłami lecz nie zdążył, "Ptasiek - jesteś zaba..., zmanie... , zbannerowany": to niczym spod ziemi w drzwiach piwnicy pojawił się Dalej mając na głowie coś co przypominało skrzyżowanie nocnika z chełmem garnczkowym który co i rusz zsuwał mu się na oczy.
To dało szansę Sobczaquowi, który złapał za zawór i wyrwał go jednym ruchem.
"pokaż nametaga ch..u" - to Ptasiek popisał się ciętą jak na niego ripostą. Dalej poczerwieniał, sapnął i zdębiał, bo Ptasiek zaczął latać po piwnicy jak balonik z którego uchodzi powietrze.
W jamniku zagrały myśliwskie instynkty. Zrobił z Pythona lasso i ruszył kurc-galopkiem złapać coraz szybciej poruszającego się Ptaśka. A tymczasem do tej pory zdębiały Dalej zaczął szybko się obmacywać w poszukiwaniu nejmtaga. Nie znalazł i zazgrzytał resztkami zębów - wiedział bowiem, że nametaga podpieprzył mu blondyn z koniczyną, który w kieszeniach nosi myszkę, klawiaturę, pustą konserwę, połamany długopis, igłę, dratwę, puszkę smoły, lekko zieloną kanapkę, bilet autobusowy z 1990 roku, oranżadę w proszku bez torebki, paczkę miętowych prezerwatyw, kalejdoskop, gumową kaczuszkę i widać tylko nejmtaga mu brakowało. Dowiedziawszy się o tajemniczym blondynie, reszta znajdujących się w pomieszczeniu osobników równie nerwowo zaczęła obmacywać się jak również współtowarzyszy w poszukiwaniu jakiegokolwiek nametaga.
- Czego mnie macasz - wrzasnął do jamnika piskliwym głosem sflaczały Ptasiek, leżąc na podłodze z Pythonem na szyi. Tymczasem sobczaq z oponą na szyi i piłeczką w ustach na czworakach próbował niepostrzeżenie wycofać się z piwnicy, nie zauważył jednak że japonka próbowała zrobić dokładnie to samo. Zaklinowali się oboje w dzwiach!
Pasek japonki wrzynał mu się niczym nić dentystyczna ze stringów Dody
- No żeż kur..., czy tu nic nie może być normalnie - pomyślał Sobczaq
Jak pomyślał, tak zaklął a że nadal miał piłeczkę w ustach to wydał z siebie jedynie niezrozumiały nawet dla japonki bełkot
- Pomidor, spam - rzekła na to Japonka, ale wspomnianego warzywa w poblizu nie było, o mielonce nie wspominając, choć jakby dobrze poszukać, można by znaleźć jakiś jeszcze ciepły móżdżek i ogórki w słoikach.
Na myśl o ogórkach Japonka rzuciła się do słoików ale jedyne co znalazła to grzyba
- Ah, zjadła bym sushi - pomyślała japonka po japońsku - a konkretnie pleśń. Pleśń ta miała wielkie oczy i szczekała choć sama była malutką pleśnią jej wielkie oczy zahipnotyzowały Japonkę, która rzuciła się na tajemniczego blondyna i zaczęła tarmosić jego przepastne kieszenie w poszukiwaniu pałeczek - taki wpływ mogła mieć tylko myśl o sushi która spojrzawszy na sflaczałego w kącie piwnicy Ptaśka uśmiechnęła się z satysfakcją: "A mówiłam ci p..ny fetyszysto żebyś zostawił mój lateks w spokoju". Pozostaje pytanie: co tam robiła, i w którym momencie wydarzeń pojawiła się w piwnicy??? Zmaterializowała się chwilę wcześniej jako duch PartizanTa.
Jak ? - to pytanie zadawali sobie wszyscy (może poza Ptaśkiem) najwyraźniej nie docaniając maskujących walorów multicama, które pozwoliły sushi niepostrzeżenie wpełznąć przez okienko w piwnicy. Dlaczego - tą odpowiedź znał tylko Pyton który odwinąwszy się z szyi Sobczaqa rzekł
- Więcej was matka nie miała?
- A niech to! Znów ta pleśń! A myślałem, że już się od niej uwolniłem
- Byłem na szyi Ptaśka a teraz jestem na szyi Sobczaqa, ta pleśń wywołuje omamy !
- Laboga! zgubionym! czas rzucić używki ale to potem, na razie zrzucę skórę bo ma jakby wypłowiałe camo zasyczał do siebie rozpoczynając wylinkę
Na co pleśń wywołująca omamy wytrzeszczyła oczy jeszcze bardziej i zaczęła niemiłosiernie świecić rozświetlając piwnicę niczym morska latarnia okolicę, co przypomniało Japonce ze do sushi najlepsza jest sake.
Sake , niestety nie bylo dane wypic Ptaśkowi ktory sflaczal, mial grzyba ale to marne pocieszenie, tym czasem Ptaska zaintrygowala pileczka ktora sobczaq zaczynal sobie wkladac w nozdrze podświetlone przez grzyba.
Niestety będąc sflaczałym Ptaśkiem ostatkiem sił zrobił tylko mizerne pffff... i oklapł totalnie. Weź niebieską pigułkę wyszeptała.
Wtem raptem pojawil si eEntomb , popatrzyl na Ptaska i rzygnal siarczyscie, spojrzal na reszte i wydymal bolesnie wary
- Chyba ten weterynarz który wstrzyknął mi botoks nieco przesadził, pomyślał krzywiąc się z bólu i tradycyjny spam kiszony.
- Pomidor.
- Co do cholery - pomyślało wkurzone sushi - ja rozumiem, że grzyby dają w palnik, ale ten głos krzyczący Pomidor jest bardzo znajomy taki spamowaty
- Pomidor!
- a grzyb na to....niemożliwe!!
- "Mój Boże" - pomyśleli nagle, Sobczaq, Python, Mider i jamnik, - Co ja tu robie???
(Mider, rzecz jasna ze ściany- a reszta, kłębiąc się, z podłogi) -
- Tymczasem w kwaterze Hitlera, schowany pod parapetem Wokash majstrował przy framudze okiennej
- niezdarnie próbując przywiązać do klamki odciąg połączony z bombą wykonaną z kilogramowej paczki fasoli typu "Jaś" (raczej Johann) i petardy Achtung. Drzwi do bunkra otworzyły się gwałtownie i jak bomba wleciał GERMAN HERING...
"Was ist das" ryknął wskazując tłustym palcem na pakunek przymocowany izolką do parapetu.
-gwiazdkowa niespodzianka dla Szefa- nieśmiało bąknął Wokash, gramoląc się powoli na zewnątrz przez lufcik
Na szczęście tuż za drzwiami czaił się jego sojusznik - toksyczna pleśń z wyłupiastymi oczami rzuciła się na GERMANA HERINGA
- o rany- kochanie -co Ty tu robisz?! Myślałem ze zostałaś w piwnicy z Pythonem i jego Japonką, oraz pileczką Sobczaqa - powiedział słodko GERMAN ukradkiem sięgając po Parabellum, lecz zapomniał, że broń jak zwykle musiał zdać przy wejściu do bunkra do szafki na miotły Pana Wacława- ciecia, który pilnował porządku.
Tymczasem Wokash zdążył już wyjść przez lufcik w oknie i dopełznąć do rynny prowadzącej na dach stacji kosmicznej Bunkier
- Hmmm - pomyślał upir...ny po łokcie Wokash - jak zwykle, rynien to nikt nie czyści
Na dachu stał nowiutki, błyszczący w promieniach wschodzącego słońca Haunebu II, "mam nadzieję że w zatankowany" pomyslał Wokash gramoląc się do kabiny
- Zatankowany - odpowiedział kobiecy głos - płyn do spryskiwaczy i piwo również uzupełnione.
- "Danke , proszę mi jeszcze nabić punkty na kartę "Nazi-gold-partner" i będę leciał" - odparł zadowolony Wokash zdejmując blokadę z generatora antygrawitacji. przeliczyl si ejednak gdyz generator byl zrobiony-wyonany malym chinskimi raczkami w zakladach A&Kej i gearbox mu sie zacial
- Pech mnie dziś prześladuje pomyślał Wokash... wpierw ten lufcik niespełniający normy 134579/5689/I/007 o niedyskryminowaniu działań agenturalnych prowadzonych przez agentów chudych inaczej, później rynna niezgodna z konwencją genewską, a teraz to zasromał się okrutnie Wokash sięgając po termos z ulubioną herbatą "Earl Gey"
i w tym właśnie momencie dopadł do niego GERMAN HERING z pleśnią na plecach
i z błagalnym wyrazem twarzy wyszeptał:
- Daj mi choć łyczka "Earl Gey'a", zobacz jak mi się ręce trzęsą i jeszcze ta pleśń
- Ćfe!- z obrzydzeniem na twarzy wstrząsnął się Wokash- gdzie z tą grzybnią?! relax mi przerywasz!
Użytkownicy przeglądający ten dział: Brak zidentyfikowanych użytkowników i 2 gości